A co Wam będę żałować. Opowiadanie krótkie, lekkie. Dla czytelniczki, która nieco się połamała z życzeniami powrotu do zdrowia.
Wakacyjna opowieść I
Hołd
na cześć wakacji. Cudownie jest siedzieć na ławeczce w cieniu, z widokiem na
wzburzone morze, całkowicie samotnie, w ciszy bez słów i gwaru, przerywanej
jedynie szumem fal… Popijając kawę i zajadając się marcepanowymi krówkami. Aż
chce się pisać. Aż chce się żyć!
Leżałam na plaży,
niemrawo przesypując piasek pomiędzy palcami.
Leżałam i rozmyślałam o
własnym życiu. Niestety, wnioski do jakich dochodziłam, były tak dołujące, że
od razu powinnam była zerwać się oraz ruszyć biegiem w kierunku morskich odmętów,
w celu zakończenia tak żałosnej egzystencji.
W zamian za to zwlekłam
się z ręcznika i poczłapałam w kierunku wynajętej kwatery.
Nie miałam faceta.
Studia przerwałam po czwartym roku, na początku jedynie na kilka miesięcy, ale
minęły dwa lata, a ja jeszcze nie wróciłam na uczelnię. Zarabiałam marnie,
nadal mieszkałam z rodzicami. Ogólnie brakowało mi konkretnego celu.
Przysłowiowym gwoździem do trumny były te wakacje. Namówiły mnie na nie
koleżanki. Odłożyłam trochę grosza, spakowałam małą torbę podróżną oraz plecak
i pewnego, słonecznego poranka wsiadłam do pociągu. Było wesoło, dopóki nie
zgubiłam połowy bagażu. Na szczęście w plecaku miałam bieliznę, strój
kąpielowy, jeden ręcznik i wszystkie kosmetyki. Z odzieży wierzchniej została
mi tylko kusa sukienka na ramiączkach i rozczłapane japonki, kupione w markecie
za pięć zeta. Od pierwszego dnia mieliśmy piękną pogodę, więc ten strój w
zupełności wystarczył.
Niestety, przesadziłam
ze słońcem. Biała z natury jak śnieg, spiekłam raka i czułam zdecydowany
dyskomfort w pewnych częściach ciała. Zwłaszcza tych przeznaczonych do
siedzenia. Odmówiłam wieczornego wyjścia na piwo i zasnęłam, szlochając w
poduszkę. Kolejnego dnia padało, więc przeleżałam w łóżku, delektując się moją
ulubioną lekturą. Nie, żadnym tam romansidłem czy mrożącym krew w żyłach
horrorem. To była książka napisana przez znanego polskiego podróżnika. Trzeba
przyznać, że nie tylko bywał w cudownych miejscach, ale i potrafił to wszystko
bardzo interesująco opisać. Raz po raz zerkałam na tylną okładkę, skąd patrzyła
na mnie roześmiana, opalona twarz, nieziemsko przystojnego rudzielca.
Patrzyłam, wzdychałam i wracałam do czytania. Czasami rozmyślałam jakby to
było, gdybym i ja mogła tak podróżować? W zasadzie to była jedyna rzecz, którą
chciałabym w życiu robić. Niestety za słaba byłam na osiągnięcie tego celu.
Wieczorem całe
towarzystwo znów wyszło na piwo. Wykręciłam się piekącymi plecami oraz pupą, a
jednak gdy nieco się ściemniło, zatęskniłam za nimi. Nie miałam telefonu, bo
przez zapomnienie zostawiłam go w domu, więc nie namyślając się długo, wstałam
i poszukałam butów. W momencie gdy zakładałam je na nogi, jeden paseczek pękł,
a mnie prawie zatchnęło z oburzenia na złośliwość losu. Po kilku minutach
sapania z wściekłości, postanowiłam pójść boso. Włosy związałam w niedbały,
bardzo niedbały węzeł na karku, świecący i czerwony nos usiłowałam lekko
przypudrować, co oczywiście przyniosło marny rezultat, a na samym końcu
spojrzałam w lustro.
Niepotrzebnie, bo do
kiepskiego humoru dołączyła prawdziwa rozpacz. Postanowiłam, że nie będę ich
szukać, tylko udam się do najbliższego sklepu, kupię sobie jakikolwiek alkohol
i zatopię w nim cholerne smutki.
Dużo alkoholu, bo kto
wie, może one potrafiły znakomicie pływać?
Choć do południa
padało, po deszczu nie pozostała nawet najmniejsza kałuża. Wieczór był ciepły,
dookoła kręciło się mnóstwo szczęśliwych osób, a ja przemykałam wśród nich
czując coraz większe przygnębienie. I ochotę na lody. W zasadzie mój fundusz
wakacyjny był dość ograniczony, ale tym razem nie potrafiłam sobie odmówić tak
małej przyjemności. Dokonałam zakupu i stanęłam na rogu, pochłaniając go w
powolnym tempie. Gapiłam się przy tym na rozkrzyczany tłum, na pełne
rozbawionych ludzi kafejki. Gapienie się zawsze należało do moich ulubionych
czynności. Do tego nie musiałam za nie płacić.
Po przeciwnej stronie
ulicy znajdowała się bardzo elegancka i z pewnością bardzo droga restauracja. Tylko
jeden ze stolików na tarasie był zajęty. Spojrzałam na głośne i roześmiane
towarzystwo i oko mi zbielało. Trzech mężczyzn, cztery kobiety. Klasa, uroda i
markowe ciuchy, aż krzyczały gromkim głosem. Najpierw przyjrzałam się z
zazdrością paniom, które na dobrą sprawę mogłyby się urwać z jakiegoś konkursu
piękności. Wspomniałam moją wygniecioną, poplamioną sukienkę, brudne nogi, krótkie,
zarośnięte skórkami paznokcie, całkowity brak makijażu i czerwony, świecący
nos. Poczułam żal. Żal do całego świata, że to nie ja tam siedzę, że to nie ja
tak wyglądam. Potem przeniosłam wzrok na panów i dosłownie rozbolało mnie
serce. Takich mężczyzn rzadko się spotyka. Na dodatek jeden z nich, o
złocistorudej czuprynie był tak bardzo podobny do autora moich ulubionych
książek. Miał roześmiane oczy, ogorzałą twarz, a biała koszulka podkreślała każdy
szczegół idealnie wyrzeźbionej sylwetki. Był cudowny.
Przestałam jeść, czując
jak po policzkach spływają mi słone łzy. Byłam taka beznadziejna, a on taki
wspaniały. Co mogłam poradzić na to, że głupie serce biło w niekontrolowany
sposób, że w całym ciele odczuwałam dziwną niemoc?
Bezwiednie dałam dwa
kroki do przodu i znalazłam się na ulicy. Dopiero przeszywający powietrze pisk
opon, uświadomił mi co zrobiłam. Zamknęłam oczy oczekując na koniec, potworny
ból lub coś w tym rodzaju. Kiedy to nie nastąpiło, odważyłam się zerknąć na
auto, pod koła którego nieopatrznie weszłam.
– Czy ty debilko
patrzysz gdzie idziesz? – ryknął nad moim uchem oburzony męski głos.
Wystarczająco głośno, by ludzie znajdujący się dookoła mnie, zaczęli się gapić
z niezdrową ciekawością. Podniosłam głowę i spojrzałam niepewnie na kogoś, kto
spokojnie mógł bez jakiejkolwiek charakteryzacji zagrać w filmie dokumentalnym
o jaskiniowcach. Bynajmniej, nie był to widok dodający otuchy. Chyba jednak
musiałam wyglądać na potężnie przerażoną, bo mężczyzna nieoczekiwanie
złagodniał.
– Nic ci się nie
stało mała?
Zaprzeczyłam ruchem
głowy i spojrzałam w dół, na moje bose nogi, tylko dlatego, że poczułam, jak po
łydkach spływa mi coś zimnego. No tak, te nieszczęsne lody… Mężczyzna
powędrował za moim wzrokiem i nagle zaczął się śmiać, bo biała maź po
wewnętrznej stronie uda wyglądała nieco dwuznacznie. Najpierw się
zaczerwieniłam, a później rozpłakałam. Nie panowałam nad tym. To było
silniejsze od całego mojego opanowania, silniejsze niż wstyd, że wygłupiłam się
tak na środku ruchliwej ulicy i gapi się na mnie kilkanaście osób. W tym
eleganckie towarzystwo z tarasu. I mężczyzna, który może wyglądał jak
troglodyta, ale ubranie i samochód, zdradzały, że jest kimś więcej niż
przeciętnym zjadaczem chleba. Stałam pośrodku ulicy, na boso, purpurowa ze
wstydu, rycząc jak głupia. Tak bardzo żałowałam, że jednak mnie nie przejechał.
Trafiłabym do tunelu z światłem na końcu…
– Ejże, spokojnie
– objął mnie i przytulił do piersi. Może i nie był zbyt wysoki, ale za to
świetnie zbudowany. I cudownie pachniał. – Spokojnie maleńka. Podniosłem głos,
bo wystraszyłem się, kiedy tak znienacka pojawiłaś się na ulicy.
Nie odpowiedziałam, bo
nie miałam bladego pojęcia jak mam ubrać w słowa moje uczucia.
– Chodź, pójdziemy
na drinka albo duży deser. Tam siedzą moi znajomi, przysiądziemy się – wskazał
przy tym na taras, który poprzednio obserwowałam.
– Nie chcę! –
jęknęłam, od razu odzyskując mowę. Tego jeszcze brakowało, by gapili się na
mnie z politowaniem, niczym na dziwadło, które nie wiadomo skąd wypełzło.
– Nie mogę cię tak
zostawić – wyjaśnił pobłażliwie i bez wdawania się w zbędne dyskusje uniósł
mnie w górę i posadził na miejscu tuż obok kierowcy. Zbyt zaskoczona, by
zaprotestować, wlepiłam w niego przerażony wzrok.
– Nie chcę cię
porwać, a jedynie zaprosić na małe co nieco. Nie patrz więc na mnie, jakbym
zamierzał cię pożreć – powiedział nie kryjąc irytacji. – Trochę jestem
zarośnięty – przesunął dłonią po podbródku – bo wróciłem z wyprawy i jeszcze
nie odwiedziłem fryzjera.
– Z wyprawy? –
powtórzyłam jak echo. Momentalnie przestałam płakać, ale za to poczułam
ciekawość.
– Tak. Pieszo
przez Bieszczady. Zabrałem się z kolegami na małą wycieczkę survivalową.
– Ach! – Moja
ciekawość zdechła, za to wrócił strach.
– Co robisz?
– Parkuję.
Zgrabnie wymanewrował,
zajmując miejsce z białą kopertą i napisem „dla gości”, a potem wysiadł,
obszedł auto i elegancko otworzył moje drzwi.
– No chodź
maleńka.
– Nie, lepiej nie
– zająknęłam się, wysiadając oraz w panice zastanawiając się, czy nie powinnam
po prostu dać nogi. Czyli salwować się ucieczką. Chyba nie będzie mnie gonił?
– Dlaczego? –
Potwór jeden, pokrzyżował moje plany, obejmując mnie w pasie i ciągnąc w
kierunku eleganckiej restauracji.
– Nie pasuję tam!
– wyjąkałam w końcu, ponownie się czerwieniąc.
Spojrzał na mnie
uważnie, po czym się uśmiechnął.
– Daj spokój. To
tylko niewinny drink. Albo piwo, jak wolisz?
– Miałam ochotę na
lody – wyrwało mi się i jednocześnie poczułam, jak uginając się pode mną
kolana. Bo właśnie znaleźliśmy się przy stoliku, które zajmowało obserwowane
przeze mnie towarzystwo. – Ale mi minęło – dodałam z narastającą rozpaczą.
– Mogą być lody.
To była sytuacja jak z
sennego koszmaru. W pierwszym momencie miałam ochotę skulić się, ukryć twarz,
nie patrzeć jak oceniają mnie, nie widzieć tej litości pomieszanej z
obojętnością. I nagle zbuntowałam się. Nikt nie będzie mnie poniżał za wygląd
czy brak odpowiedniego stroju. Tym bardziej, że to złośliwość losu oraz mój
smętny nastrój doprowadziły mnie do takiego stanu. Nikt! Zadarłam hardo
podbródek i zacisnęłam pięści pod stołem. Do diabła z szatą zdobiącą człowieka
i tak dalej!
Z ręką na sercu
przyznam, że to była najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Mój pseudo wybawca
witał się z wszystkimi, roześmiany, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego,
jakie męki przeżywam. Potem usiadł, nagle przypominając sobie o mnie.
– A to jest?... –
zawiesił głos i spojrzał pytająco.
– Magda.
Zawsze lubiłam swoje
imię, ale tym razem nawet ono wydało mi się pospolite i nieciekawe.
– Bartek –
wyciągnął w moim kierunku dłoń i głupio był jej nie uścisnąć. – A to…
Przedstawił wszystkich
po kolei nie zwracając uwagi na wymowną ciszę i zniesmaczone spojrzenia. Za to
ja tak. Choć z pewnością miałam mord w oczach, uśmiechnęłam się promiennie. Bo
co niby innego mogłam zrobić? Za to dowiedziałam się, że złotowłosy mężczyzna
ma na imię Mikołaj. Zaraz, zaraz… Nie zdążyłam zagłębić nurtującego mnie
pytania, kiedy Bartek wcisnął mi menu w dłonie i kazał wybrać, co zechcę.
Mściwie pomyślałam, że skoro i tak mnie tu przywlókł, to maksymalnie skorzystam
z okazji darmowej wyżerki. Swoją drogą, mógł się ostrzyc, albo chociaż ogolić.
Zarośnięty był nieziemsko, jedyne co widać było w tym gąszczu to
złocistobrązowe oczy. Nad nimi zdecydowanie zarysowane brwi. Nie wiadomo
dlaczego, to poprawiło mi humor. Pewnie spory udział miał w tym również ogromy
lodowy deser, który postawiła przede mną kelnerka. Pałaszowałam go sobie ze
spokojem, całkowicie wyłączywszy się z rozmowy, której tematem był niejaki
Mariusz i jego problemy z produkcją filmu. Fonia mnie nie obchodziła, o niebo
lepsza była wizja. W zasadzie gapiłam się tylko na jednego faceta,
roześmianego, o oczach w kolorze nieba, rozpaczliwie usiłując się pozbyć myśli
o mych prawdziwych i wyimaginowanych wadach. Ocknęłam się dopiero, gdy w
pucharku pokazało się dno.
Po czym nie krępując
się zamówiłam kawę, gorącą czekoladę i lampkę wina. Wydawało mi się, że Bartek
całkowicie nie zwraca uwagi na moje poczynania, ale kiedy zerknęłam na niego,
napotkałam rozbawione spojrzenie.
– Maleńka, gdzie
ty to mieścisz? – spytał cicho.
Nie cierpiałam, gdy
ktoś aluzyjnie wypominał mi mój niewielki wzrost i dość znikome gabaryty.
Owszem, byłam drobnej i delikatnej budowy ciała, choć miałam na czym usiąść i
czym oddychać. Stanowczo. Nie wiem dlaczego, całość sprawiała tak kruche
wrażenie?
Więc kiedy kelnerka
postawiła przede mną kawę, zażądałam dodatkowo porcję sernika i ciasta
czekoladowego. Brwi Bartka powędrowały w górę, ale nadal wydawał się być
rozbawiony. Dla reszty byłam tłem, w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. I
dobrze. Jakoś nie byłam spragniona ich atencji.
Trzeba przyznać, że
przesadziłam. Przy serniku byłam już odrobinę zamyślona, ciasto podziabałam z
żalem, bo choć smakowało cudownie, nie byłam w stanie więcej zjeść. Wypiłam
duszkiem lampkę wina i zastanowiłam się, czy nie poprosić o kolejną. Wtedy
dotarło do mnie, że kilka osób wstało i żegna się, obiecując sobie ponowne
jutrzejsze spotkanie. Tylko Bartek siedział, obracając w dłoniach szklankę z
piwem.
– Masz ochotę na
coś jeszcze? – spytał, gdy zostaliśmy w końcu sami. Nie miałam. Do złego humoru,
dołączył przepełniony żołądek.
– Nie.
– A zasłużyłem na
coś więcej niż ten groźny wyraz twarzy i zmarszczone ponuro brwi?
– Nie mam nastroju
– odpowiedziałam krótko. – Chcę wrócić do domu, kupić po drodze flaszkę taniego
wina i dokończyć dzieła zniszczenia.
– Dlaczego? – w
jego głosie było tyle zdumienia, którego nie zrozumiałam.
– Bo świat jest
ponury, okropny, nikt mnie nie kocha i w ogóle mam doła stulecia.
Tym razem się nie
roześmiał.
– Rzucił cię
facet? – spytał współczująco.
– Żebym go miała –
mruknęłam.
– To co się stało?
Mów! - rozkazał, obracając się tak, że
patrzyliśmy sobie prosto w oczy i chwytając moje dłonie. – Podobno o problemach
rozmawia się lepiej z całkiem nieznanymi osobami?
– Bzdura!
– Chociaż spróbuj.
– Jak chcesz.
Zgubiłam bagaż. Rozwaliły mi się ostatnie buty. Zgubiłam siebie.
– Nie bagaż jest
problemem, prawda?
– Nie. Ja jestem
problemem – wstałam, masując się po pełnym brzuchu.
– Buty można kupić
na pierwszym lepszym straganie.
– A wiesz, to jest
myśl. – Dziwne, ale wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Pełno było namiotów
z chińskim badziewiem, co za problem kupić japonki za dychę. – Może zdążę?
Raźnym krokiem ruszyłam
w kierunku zatłoczonego deptaku. Zapomniałam o Bartku, ale on nie zapomniał o
mnie. Pewnie w pośpiechu regulował rachunek i po chwili znalazł się tuż obok. A
ja właśnie płaciłam za całkiem zwyczajne, słomiane klapki. Z pewnością tańsze
niż wino, którym zamierzałam się pocieszyć.
– Od razu lepiej –
oświadczyłam zadowolona.
– To widać – objął
mnie ramieniem i pociągnął w tłum. – Masz taki śliczny uśmiech maleńka,
Powinnaś częściej się uśmiechać.
Zerknęłam na niego
podejrzliwie. Gdybym wyglądała jak normalna ja, to jeszcze bym się nie dziwiła.
Ale bardziej przypominałam zaniedbane, nabzdyczone babsko. Co on u licha
widział we mnie ślicznego? Może to jakiś zboczeniec? Ciężko powiedzieć coś o
człowieku, u którego nie widać było połowy twarzy.
– Muszę wracać –
oświadczyłam i wyrwałam się z jego uścisku. Lawirowałam pośród ludzi, kluczyłam
zmieniając kierunki i kryjąc się za straganowymi wystawami. Po czym sądząc, że
go zgubiłam ruszyłam biegiem, prosto do wynajętej kwatery. O alkoholu, w którym
miałam topić smutki, kompletnie zapomniałam.
Za to po powrocie
poszłam prosto pod prysznic. Umyłam włosy, nałożyłam nawilżającą maseczkę na
twarz, wymęczyłam się usiłując doprowadzić paznokcie do porządku. Dwie godziny
później patrzyła na mnie z lustra całkiem inna osoba. Nie ma co się oszukiwać,
dobry wygląd to również dobre samopoczucie. Pożałowałam jedynie, że nie mam nic
świeżego do ubrania. Wbiłam się w pożyczoną koszulkę i poszłam spać.
Obudziłam się jeszcze
przed wschodem słońca i przeraźliwie ziewając rozejrzałam dookoła. Majka i
Agata smacznie pochrapywały, cuchnąc alkoholem i papierosami. Z sąsiedniego
pokoju, zajmowanego przez Michała i Kasię, dobiegały dość jednoznaczne dźwięki.
Spochmurniałam, bo seks o poranku, zawsze był dla mnie czymś niebywale
przyjemnym. Policzyłam w myślach ile minęło od mojego ostatniego związku i
wyszło mi, że żyłam w celibacie ponad rok. Pozazdrościłam parze obok.
Pomyślałam o Kubie i Wojtku, śpiących w trzecim pokoju, ale niestety, żaden z
nich nie wchodził w rachubę. Po prostu nie byliśmy sobą nawzajem
zainteresowani. Wstałam, starając się zrobić to bezszelestnie i udałam się do
łazienki, zabierając ze sobą dżinsy i koszulkę mojej koleżanki. Wiedziałam, że
się nie obrazi, bo już wcześniej namawiała mnie, żebym skorzystała z jej
garderoby. Protestowałam tylko dlatego, że wszystko było na mnie o dwa rozmiary
za duże.
Mój nos odzyskał normalną
barwę. Przypudrowałam go, całkiem zadowolona z tego, co ujrzałam w lustrze i
udałam się na plażę. Skoro obudziłam się tak wcześnie, miałam niepowtarzalną
okazję obejrzeć sobie wschód słońca. Pożyczyłam jeszcze sweter Kuby, który jako
jedyny nie palił, wypchałam kieszenie jabłkami i cichutko przekręciłam klucz w
zamku.
Ależ było pięknie!
Pusto, ciszę przerywał jedynie jednostajny plusk fal, na dodatek niebo
zabarwiło się na delikatny róż. Usiadłam sobie na piaseczku, zrzuciłam japonki
i otuliłam się swetrem, choć i tak poranek zaliczyłabym do cieplejszych.
Zajadałam jabłka i wpatrywałam się w złocistą kulę, która ukazała się na
horyzoncie. Trzeba przyznać, że była to jedna z najprzyjemniejszych chwil w
moim życiu. Może inaczej, byłaby, gdyby nie ciche kroki za moimi plecami. Pełna
złych przeczuć odwróciłam się i napotkałam spojrzenie złocisto brązowych oczu.
Znałam te oczy, choć nie poznałam twarzy.
– Cześć maleńka –
Bartek szeroko się uśmiechnął i usiadł obok. – Nie myśl, że cię śledziłem. Nie
mogłem spać.
– Tak jak ja –
wyrwało mi się. Jednocześnie nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Zniknęła
bujna czupryna, zostały jedynie krótko ostrzyżone brązowe włosy. Obfita broda
również zniknęła, choć nie do końca. Teraz dopiero widać było, jak cholernie
jest przystojny, z tym kwadratowym podbródkiem, szerokimi ustami i twarzą, o
regularnych rysach.
– Poznałaś mnie?
– Po oczach –
wyjaśniłam krótko, czując, że się rumienię. Też mi! Po oczach? Ale sobie
wymyśliłam!
– Ja ciebie od
razu. Widzę, że jednak znalazła się zapasowa odzież?
– Pożyczyłam. –
Zauważyłam, że na piasku położył sporych rozmiarów futerał z aparatem
fotograficznym. – Chcesz robić zdjęcia?
– Zamierzałem.
Wschody słońca są banalne, ale czasem potrzeba takich banałów. Jednak teraz mam
ciebie.
– Mnie?
– Pozwolisz,
prawda?
– Dlaczego mnie? –
spytałam spłoszona.
– Bo jesteś
śliczna, dużo piękniejsza niż jakikolwiek zachód czy wschód słońca.
Komplement mi się
spodobał. Za to błysk w jego oczach już nie bardzo. Strach był jak najbardziej
uzasadnionym uczuciem, bo w końcu siedzieliśmy samiuteńcy na pustej plaży. Nie
znałam go. Nic o nim nie wiedziałam. Nie miał ostrzegawczo wytatuowane na
czole: złoczyńca czy gwałciciel.
– Dlaczego moje
komplementy cię peszą? – spytał, podbierając mi jedno jabłko i wgryzając się w
nie ze smakiem.
– A, tak jakoś –
bąknęłam, otulając się ramionami.
– Zimno ci?
– Tak. Chyba
powinnam wracać.
Wstał i usiadł za moimi
plecami, otulając mnie swoim ciałem. Jego nogi objęły moje, plecami byłam teraz
oparta o jego tors, a krótki zarost delikatnie łaskotał ucho.
– Tchórz –
wyszeptał.
Chyba bawiły go moje
obawy.
– Po prostu cię
nie znam.
– A nie chcesz
poznać?
Wplótł palce w moją
dłoń, potem podniósł ją do góry i ucałował. To było więcej niż przyjemne.
– Nie jestem
seryjnym mordercą czy gwałcicielem – szeptał nadal rozbawiony na ucho. – Choć
przyznaję, że sama twoja obecność doprowadza mnie do takiego stanu wrzenia, że mam
ochotę nim zostać.
– Mordercą? –
spytałam, z coraz mocniej bijącym sercem.
– Ależ skąd!
Gwałcicielem – dodał i bardzo delikatnie przygryzł płatek mojego ucha. –
Podnieca mnie twój uśmiech, do szaleństwa doprowadza spojrzenie
zielononiebieskich oczu. Na dodatek cudownie pachniesz – gorące wargi zjechały
niżej, na moją szyję.
Poczułam dobrze znajome
rozgoryczenie.
– Tak, tak to się
zaczyna, po czym bardzo szybko kończy – powiedziałam ze smutkiem, wyplątując
się z jego ramion. Wstałam i spojrzałam na zdumionego Bartka z góry. – Przykro
mi, ale na krótki, poranny numerek na plaży, musisz sobie poszukać innej
chętnej.
Po czym odwróciłam się
na pięcie i ruszyłam przed siebie.
– Magduś! –
Błyskawicznie zerwał się z piasku i podążył za mną. – Maleńka, zaczekaj!
Przecież ja nic złego nie myślałem.
– A co myślałeś? –
spytałam krótko, ocierając wierzchem dłoni niechciane łzy. Cholera, że ja
zawsze musiałam płakać w takich momentach. Za nic nie potrafiłam zapanować nad
własnym żalem. Ryczałam jak bóbr nawet na mało romantycznych komediach. Na filmach
animowanych. Boże! Wzruszałam się i przy ckliwych teledyskach.
– Ja… – zająknął
się. – Nic nie myślałem. Tak po prostu wyszło.
– Większości tak
wychodzi. Czy ja mam na czole wypisane: przeleć mnie? Dlaczego zawsze trafiam
na czarujące typy, chcące mnie jedynie zaliczyć?
– Bo patrząc na
ciebie, trudno o tym nie myśleć – powiedział rozbawiony. – Przecież zdajesz
sobie sprawę z tego, że jesteś ładna?
– I co z tego? Czy
o zainteresowaniu mną ma świadczyć głębokość dekoltu, długość kiecki?
– Krótkość kiecki?
– I zaczął się bezczelnie śmiać. Spojrzałam na niego ponuro, potem na swoje
nogi, na luźne, podwinięte nogawki spodni, po czym również się uśmiechnęłam. A
wtedy on znów mnie objął i oparł swoje czoło o moje. Tym razem widziałam w jego
oczach powagę.
– Posłuchaj mnie.
Jesteś śliczna. Jesteś pociągająca. Podniecająca. Przynajmniej dla mnie. Od
pierwszego spojrzenia stałaś się dla mnie ideałem kobiety, choć byłaś rozczochrana
i strasznie nabzdyczona. Jak myślisz? Dlaczego całą noc nie mogłem spać?
– Przeze mnie?!
– Przez ciebie. A
teraz chodź, bo faktycznie zamienię się w brutalnego gwałciciela – mrugnął okiem.
– Przejdziemy się.
Romantyczny spacer po
opustoszałej plaży, ze wschodem słońca w tle, z mężczyzną, który czarował mnie
każdym uśmiechem, a na dodatek na każdym kroku prawił komplementy, to było coś,
o czym marzyłam przez całe życie.
– Fotografujesz
zawodowo czy amatorsko? – spytałam.
– Zawodowo.
– O! – rzekłam
tylko, spoglądając na niego z zaskoczeniem. – Pewnie szałowe modelki ze znanych
wybiegów?
– Ludzi raczej
nie. Jedynie dla ciebie zrobiłbym wyjątek.
– Fajna praca.
– Satysfakcjonująca.
Dużo podróżuję i chyba to jest najciekawsze.
– Podróżujesz? – Z
ledwością wyksztusiłam te słowa. Podróżuje? Cudownie! – A gdzie?
– Ostatnio brałem
udział w wyprawie na Grenlandię. Jeszcze wcześniej było Peru. W zeszłym roku
podróż do źródeł Amazonki. To dopiero była jazda!
– Powiedz coś
więcej? – Przytulona do jego ramienia, spojrzałam błagalnie w górę.
– Więcej? Ciężko
mi mówić o takich rzeczach. To trzeba samemu przeżyć maleńka.
– Chciałabym. Ale
nie mogę odnaleźć właściwej drogi do tego celu.
– Dlaczego?
– Sama nie wiem.
Rzuciłam nawet studia, lecz to chyba nie był dobry pomysł. Może powinnam
jedynie zmienić kierunek? – dodałam zamyślona.
Pogładził moje ramię.
– Powinnaś. Życie
jest za krótkie, aby je marnować, użalając się nad sobą.
– Po prostu miałam
wczoraj zły dzień.
– A przedwczoraj?
– Też –
westchnęłam. – Masz rację. Od kilku miesięcy miałam same złe dni.
– Co studiowałaś?
– Czwarty rok
pedagogiki. Miałam zostać nauczycielką w przedszkolu.
– Przedszkolanką?
Już zazdroszczę tym dzieciom – przytulił mnie mocniej. – Też bym chciał, żeby
taka słodka kobietka mnie pocieszała, kiedy stłukłbym kolanko.
– I ty nie
najgorzej sobie radzisz jako pocieszyciel.
– Prawda? – znowu
się roześmiał. – Pójdziemy razem na śniadanie?
– Muszę wrócić, by
moje koleżanki nie pomyślały, że poszłam się utopić ze zgryzoty.
W zasadzie to jeszcze
przez dwie, trzy godziny na pewno mi to nie groziło. I nagle przypomniałam
kochającą się parę w pokoju obok.
– Ślicznie się
rumienisz – powiedział Bartek, zatrzymując się i ujmując moją twarz w obie
dłonie. – Magduś, błagam! Pozwól mi!
Moje serce oszalało, bo
sądziłam, że mówi o pocałunku. Utkwiłam wzrok w jego ustach i poczułam trudny
do opisania, przyjemny dreszcz. Milczałam, a on wziął moje milczenie za zgodę.
Pochylił się jeszcze bardziej. Zamarłam, przymykając oczy i wtedy poczułam jego
wargi na swojej szyi. I nagle lekko mnie ukąsił.
– Zwariowałeś?! –
krzyknęłam oburzona, odpychając go od siebie. – Będę miała malinkę! I to w
takim miejscu!
– Uwielbiam to –
oświadczył, wcale nie speszony moim gniewem. – Poza tym, to jak znaczenie
swojego terytorium.
Tym razem naprawdę się
zdenerwowałam. Już ja mu dam terytorium!
– Nie jestem twoją
własnością!
– Będziesz –
powiedział ze spokojem. – To jedynie kwestia czasu.
– Nie!
– Zauważyłem, jak
zerkałaś na Mikołaja. Co prawda on woli wysokie blondynki, ale jak mawiała moja
babcia, przezorny zawsze ubezpieczony.
– Wariat! Dotknij
mnie jeszcze raz…
Dotknął. Pocałował.
Łapczywie wpił się w moje usta z taką siłą, że aż zabrakło mi tchu. I wcale na
tym nie poprzestał, bo od razu poczułam jego ciekawski, natarczywy język,
dłonie wślizgujące się pod gruby materiał swetra, ciało napierające na moje.
Nagle przerwał i odepchnął mnie.
– Przepraszam
maleńka – powiedział schrypniętym głosem. Nigdy wcześniej nie widziałam w
oczach żadnego mężczyzny takiego podniecenia. – Ale przestaję nad sobą panować.
– Powinnam
uciekać?
– Nie wiem.
Spojrzałam na jego
zmienioną twarz. Miał wypisane na niej pożądanie. Potem niżej, na doskonale
widoczne wybrzuszenie w kroczu. Powinnam uciekać, zdecydowałam.
Odwróciłam się na
pięcie i w pośpiechu brnęłam przez piasek, ku widniejącemu w oddali wyjściu z
plaży. Dopiero kiedy tam dotarłam, zerknęłam przez ramię. Bartek stał
nieruchomo. Na piasku leżała torba z aparatem. W oddali widać było złocistą
tarczę słońca, a fale nadal leniwie uderzały o brzeg.
Nagle poczułam się
nieoczekiwanie szczęśliwa. Historia jak z romansu, a główną bohaterką byłam tym
razem ja. Nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia. Zresztą czy pożądanie
było miłością? Nie, na pewno nie. Ale i tak wróciłam do pokoju uśmiechnięta. Te
wakacje zapowiadały się jednak wcale nie najgorzej.
link do części II - klik
link do części II - klik
No wlasnie nie zaluj nam
OdpowiedzUsuńDLug pochwialam od niepamietnego czasu nie bylo tak sprawnie wrzuconego opowiadania, fajna kawa z pianka
dobrze ze lato cieple bylo to Ciebei ladnie wygrzalo :)
Bardzo fajne! Bedzie nastepna czesc? :D
OdpowiedzUsuńno no no :)
OdpowiedzUsuńa tak z innej beczki, dlaczego ostatnio bohaterki to takie sieroty wojenne? pedagokika, fe, artystka fortepianowa
OdpowiedzUsuńa gdzie jakas baba z politechniki, poza tym czasmai same samce na wydziale, albo Ty tez raczej ofiara humanistyczna nie jestes bo mat-fizowa,
Ja Ci zdradzę, że kończę Wygraną II (wersję poprawioną) i pewnie jedna wredna baba na razie mi wystarczy ;-) Albo za dużo tego agresywnego seksu u wilkołaków :-D
Usuńi kiedy zamierzasz dodac wygraną ?
UsuńKiedy skończę to, co na tapecie. Wygrana II poleci w formie ebooka, tak oficjalnie i od razu zaznaczam, że darmowo :-) Pewnie na święta.
UsuńJak czytam o tej Magdzie to jakbym czytała o sobie, oczywiście pomijając te fragmenty w których poznała wspaniałego przystojniaka. Też od dobrych kilku miesięcy mam doła stulecia jak to ładnie określiłaś. No i co do tych wzruszeń to 100% prawdy jestem tak miękka że zalewam się łzami przez byle co. Tak więc czekam na dalsze losy tej bohaterki, bo mam nadzieje że chociaż ona znajdzie swoje szczęśliwe zakończenie ! ;) Pozdrawiam Kate
OdpowiedzUsuńZnajdzie :-) Jakoś nie mam ochoty jej unieszczęśliwiać.
UsuńPowinnaś zebrać wszystkie swoje opowiadania i próbować do skutku stworzyć książkę - która była by taką zapłata za czas który poświęcasz swoim czytelnikom . Głupie książki kucharskie się sprzedają a twoje opowiadania by się nie sprzedały ... ?? Twoje opowiadania to lepsze scenariusze gry wstępnej niż nie jeden bezsensowny sex poradnik . Czy niektóre scenerie tych pikantnych fragmentów są czerpane z twojego życia erotycznego , czy po prostu masz tak wybujałą fantazje ?
OdpowiedzUsuńhum kp
Cóż.... Pewnie zdziwilibyście się jak wiele ;-) Nie mówię jedynie o scenach erotycznych. Ale fantazja też gra ważną rolę. Bez niej ani rusz :-D
UsuńKochana Babeczko . Zaskoczylaś mnie bardzo milo. Dziękuję bardzo za życzenia . Dzisiaj byłam " na prochach" więc większośc dnia przespałam. Dlatego teraz piszę. Jesteś Kochana.
OdpowiedzUsuńps. Leżę i leżę a tu przystoiny doktor się kręci i ciągle zerka.
Zacieram rączki ;-)
UsuńInteresujące i jaki długi fragment! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, bo dziś wpadłam od razu na trzy opowiadania. Dług też mi się bardzo podobał (btw. Artur to świnia;P).
Pozdrawiam,
Anna
Babeczko zachwyciłaś mnie! Tak sprawnie napisałaś "Dług" a teraz jeszcze to opowiadanie. Oby tak dalej, bo uwielbiam czytać Twoje wymysły. Najchętniej w ogóle nie odchodzilabym od nich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
~C
Super się zapowiada :) Bartek już awansował do mojego top 5 bohaterów Twoich opowiadań :) a tak swoją drogą To umiłowanie podróży, pisarz i załamana dziewczyna bardzo kojarzą mi się z uwielbianym przeze mnie Błękitnym Zamkiem Lucy Maud Montgomerry :) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuń