piątek, 31 października 2014

Pożegnanie złośnicy VI

Witajcie ponownie, po długiej, długiej nieobecności. Powoli dochodzę do siebie, a odnośnie ostatnich dni powiem jedynie - co przeżyjemy, to nasze. Dzidzia ma się dobrze, ja również coraz lepiej, mdli mnie nadal, ale cała reszta sensacji plus obezwładniająca słabość i wściekłe zawroty głowy, zniknęły. Prawie. Jest znośnie, zaczynam funkcjonować w miarę normalnie. Trochę się boję, bo coś za szybko mi przeszło, ale na razie wszystko jest w porządku. Chyba panikuję na zapas.
Dodam od siebie, że gdybym wiedziała, że tak ta impreza będzie u mnie wyglądała, to chyba nigdy w życiu bym się nie zgodziła...
Dziwnie się dziś poczułam klikając w klawiaturę. Normalnie - detoks :-)))
Kontynuujemy to, co rozpoczęte. Szczerze mówiąc poprawiałam tekst dziś po południu, rycząc jak bóbr. Powodu nie miałam, aż tak straszny nie jest, więc to chyba hormony ;-)

Link do części V - klik 

            Pożegnanie złośnicy VI
Chciała się wyrwać, uciec, ale on był szybszy, silniejszy. Objął ją i przyciągnął, drugą ręką odgarnął mokre kosmyki z twarzy. A ona nie zaprotestowała, unieruchomiona dziwną bezsilnością, czymś, co zapierało dech w piersiach i sprawiało, że zniknęła niechęć, a w zamian pojawiło się słodkie, omdlewająco rozkoszne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Przynajmniej nie pamiętała, by tak było.

– Tato! – Nad ich głowami rozległ się głośny, donośny wrzask. Konrad drgnął, w myślach recytując całą wiązankę przekleństw. Że też musieli mu przerwać w takim momencie. Joanna spojrzała w górę, po czym energicznie wyrwała się z jego objęć i zniknęła we wnętrzu domu. Cholera! A on się tak najarał, chociażby na szybki numerek. Zupełnie zapomniał o trójce dzieciaków, które z pewnością przyglądały się całej scenie z góry.
Jednak w sumie dobrze się stało. Wpakowałby się w prawdziwe kłopoty. Baba odzyska pamięć i oskarży go o molestowanie seksualne. Nie powinien dawać jej dodatkowych powodów. Wystarczy tych, które już sam jej dostarczył, aranżując tę całą sytuację. Machnął ręką i bez pośpiechu udał się na górę.
W przeciwieństwie do Joanny, niezbyt długo roztrząsał całe to zajście. Za to ona, zamknięta w łazience, drżącymi dłońmi chaotycznie gładziła gorące policzki. Czy ten mężczyzna rzucił na nią urok? Przecież nie czuła do niego cienia sympatii, a tu nagle coś takiego! Westchnęła. Dlaczego nie pamięta nic ze swojego życia? Nic, kompletnie nic. Owszem, lekarz powiedział, że jej amnezja nie ma podstaw medycznych i w każdej chwili może minąć, lecz mimo wszystko czuła jakby błądziła we mgle. Jedynym oparciem był Konrad, ale to właśnie się jej nie spodobało.
Lekceważył ją. Traktował z pobłażliwością jak przewrażliwioną, głupiutką żoneczkę. Nie czuła się głupiutka. Za to jak najbardziej zaniedbana. Po raz kolejny pojawiło się pytanie, jak mogła do tego dopuścić?
Joanna wyprostowała się, wstając i spoglądając w przybrudzoną taflę lustra.
Kimkolwiek była, koniec z tym. Ma szansę zacząć wszystko od nowa. Wszystko. A zacznie od rewolucji w szafie.
Uśmiechnęła się przewrotnie do swojego odbicia i sięgnęła po szczoteczkę do zębów. Zapowiadał się niezwykle interesujący dzień.

***
Konrad wszedł do domu i zamarł.
Tuż przed nim roztaczał się bajeczny widok. Kobieta klęcząc na podłodze tyłem do niego, energicznie szorowała drewniane klepki. Ubrana w krótkie, nawet zbyt krótkie spodenki, które w cudowny sposób podkreślały krągłość i kształt pośladków. Na dodatek te ruchy…
Odchrząknął, bo nagle zrobiło mu się niesłychanie gorąco. Dobrze chociaż, że chłopaków zostawił nad jeziorem, bo to stanowczo nie był widok dla nich.
Joanna zerknęła przez ramię, a potem wróciła do szorowania.
– Kochanie… – zaczął niepewnym głosem. – Wiesz… Chciałbym zapytać…
– No wykrztuś to w końcu z siebie – odparła ze zniecierpliwieniem.
– Od tyłu wyglądasz jakbyś nie miała bielizny.
– Bo nie mam. Co niby miałam założyć? Te bawełniane reformy? Dopóki nie kupisz mi nowej, będę chodziła bez.
– Nie powinnaś tak prezentować się przy dzieciach.
– Przecież ich tu nie ma.
– Ale mogłyby być.
Wrzuciła szmatę do stojącego wiadra i wstała ze stęknięciem. Potem wytknęła mu z wyrzutem:
– Też jesteś półnagi. Same spodenki i klapki.
– Jest gorąco.
– Mnie także – odparowała z kwaśną miną. – Kupiłeś wszystko, co kazałam?
– Nawet więcej.
Szybko uwinął się z wniesieniem paczek i reklamówek, które beztrosko porzucił na mokrej jeszcze podłodze. Kątem oka zauważył, jak Joanna skrzywiła się groźnie i roześmiał w duchu. Zaraz, co by tu jeszcze… Z lodówki wyciągnął piwo, energicznie nim wstrząsnął i otworzył. Całość szerokim rozbryzgiem poszła na świeżo wypucowany stół oraz czystą posadzkę. Kobieta zamarła.
– No co? – delektował się napojem z wyraźną przyjemnością. – Lubię wstrząśnięte.
Bez słowa nachyliła się i wyciągnęła z wiadra mokrą szmatę, która kilka sekund później wylądowała na twarzy Konrada. Kiedy z głuchym plaśnięciem spadła na podłogę, nie miał już tak zadowolonej miny.
– Ja też lubię wstrząsy – oznajmiła z satysfakcją. – A teraz marsz do łazienki, umyć się. Nie będziesz mi tu paradował śmierdząc potem.
– Kąpałem się w jeziorze – wycedził przez zęby.
– Tak? A ta kuchnia pewnie codziennie była zamiatana. I jak wygląda? – spytała z ironią. – Obrosła brudem, jak i ty obrośniesz jeśli nie będziesz dbał o higienę.
– Oszaleć można z tobą babo – wymamrotał, ale posłusznie pomaszerował do łazienki. Nie miał ochoty na kłótnie, zwłaszcza że z takim zapałem odwalała domowe porządki. Może zanim wróci jej pamięć, da radę doprowadzić tę ruderę do stanu niemal idealnego? Roześmiał się w duchu, wyobrażając sobie scenę, gdy Joanna odzyskuje własne wspomnienia oraz życie. Pewnie od razu pobiegnie na policję albo do prokuratury. I co z tego? Wraz z chłopcami wszystkiego się wyprze, tłumacząc, że jedynie zaopiekował się sąsiadką w trudnej sytuacji. Musi jeszcze porozmawiać z Konradem i uzgodnić wspólną wersję zdarzeń.
Z przyjemnością zanurzył się pod chłodnym strumieniem wody. Panował tak wściekły upał, że najchętniej w ogóle by nie kończył. Na noc zapowiadali potężne burze. Musi pamiętać, by powiedzieć chłopcom, aby w razie czego przyszli do niego do sypialni. A pani dziekan chyba nie boi się tak banalnych zjawisk?
Z premedytacją owinął się jedynie ręcznikiem. Z mokrymi włosami, z kropelkami wody wciąż połyskującymi na opalonej skórze, wyszedł z łazienki, kierując się wprost do kuchni. Joanna siedziała w bezruchu przy stole, trzymając w złączonych dłoniach szklankę z wodą. Była tak zamyślona, że zwróciła na niego uwagę dopiero, gdy otworzył drzwi lodówki, wyjmując kolejne piwo.
Spojrzała na niego chmurnie.
– Urośnie ci ogromne, wystające brzuszysko – mruknęła.
– Nie bredź. Nic mi nie urośnie.
– Od tej ilości piwa? Ja się dziwię, że już nie jesteś posiadaczem dobrze odhodowanego mięśnie piwnego.
– U mnie rośnie jedynie coś poniżej – mrugnął łobuzersko okiem. – I to do całkiem niezłych rozmiarów.
– Te aluzje są co najmniej niesmaczne.
– Tak jak i twoja mina.
– Ta amnezja przywróciła mi zdrowy rozsądek – burknęła, wstając i podchodząc do zlewu. Powoli, w skupieniu przepłukała szklankę i odstawiła ją na bok do obeschnięcia. Ale kiedy się odwróciła, wylądowała wprost w ramionach Konrada.
– Odczepisz się w końcu czy nie? – Natychmiast się zdenerwowała. O krwistym rumieńcu na policzkach nie wspominając. Przecież on był w zasadzie nagi!
– Moja śliczna żoneczka – wymruczał, jednocześnie z całej siły powstrzymując wybuch śmiechu. – To jak? Robimy dziewuszkę?
Wzdrygnęła się, bezskutecznie usiłując go od siebie odepchnąć. Najgorsze było jednak to, że dotyk jego nagiego ciała nie niósł ze sobą jedynie obrzydzenia.
– Nie będę na każde twoje zawołanie!
– Jakie każde? Ostatni raz robiliśmy to… Niech pomyślę… Tydzień temu. Chłopców nie było, więc zabawa trwała całą noc. Aż ochrypłaś od krzyków – dodał z iście diabelskim błyskiem w oku.
– Uhm – mruknęła, zręcznie wyślizgując się z jego objęć. Tym razem na to pozwolił. Głównie miał na uwadze swoje własne dobro, bo naprawdę zaczynał czuć rosnące podniecenie. Jeszcze trochę, a wykorzystałby sytuację, zwłaszcza gdy ona niezbyt usilnie się opierała.
Konrad zamarł, bo nagle uświadomił sobie, że oziębła pani dziekan faktycznie nie okazywała stanowczego protestu. Nie miotała się, nie krzyczała i nie złościła. Wyglądała na zawstydzoną i zmieszaną, ale nie protestowała. O nie! Żadnych takich. To miała być dla niej nauczka za pogardliwe traktowanie innych ludzi, a nie przygoda seksualna dostarczająca przyjemności. Nie ma mowy!
Zafrasowany, z rozmachem otworzył szafę i zastygł w niemym zdumieniu. Potem ciszę rozdarł ryk dzikiego zwierza.
– Coś ty zrobiła z moimi ubraniami?! – wysapał z wściekłością wpadając do kuchni.
– Te lepsze wystawię na sprzedaż. Te gorsze wystarczą, jak i mnie. W końcu to nie szata zdobi człowieka, prawda? – dodała złośliwie.
– Zakazałem ci się do nich zbliżać!
– Ależ ja to zrobiłam w szczytnym celu – wykrzywiła usta niczym zmartwiona dziewczynka. – Sam mówiłeś, że brakuje pieniędzy na nowy zlew.
– Gdzie je schowałaś, gadaj! – wysyczał.
Zamyśliła się. Mężczyzna stał tuż obok, pochylony niczym szarżujący zwierz, purpurowy na twarzy, z prawdziwym gniewem w niebieskich oczach.
– Powiem, jak kupisz mi seksowną, koronkową bieliznę. I z dwie koszule nocne, takie, które nie przypominając babcinych.
– Sądzisz, że ich nie znajdę? – sapnął.
– Sądzę, że nie – roześmiała się. – To co? Jedziemy do pobliskiego miasteczka?
Żeby ją tak!... Zmełł w ustach przekleństwo. Cholerne babsko. Miała trzy godziny, naprawdę mogła doskonale je ukryć. Amnezja nie pozbawiła jej inteligencji.
– Idę się ubrać. Masz być gotowa. Trzy pary i nic więcej! Zrozumiałaś?
– Pięć. Gdzie są chłopcy, musimy chyba zabrać ich ze sobą? – zaniepokoiła się.
– Trzy!
– To oddam ci połowę.
– Jak ja bym cię!... – zacisnął dłonie w pięści. Dobrze, w końcu nie zbiednieje. Pięć minut później siedział naburmuszony w samochodzie, patrząc na Joannę, która z troskliwością kwoki zaganiała nieco zdumionych chłopców na tylne siedzenia. Po czym sama zajęła miejsce i radośnie oświadczyła:
– Ruszajmy!
W miasteczku odległym o kilkanaście kilometrów Konrad został zmuszony do zakupu kilku sztuk koronkowej, damskiej bielizny. Trzeba przyznać, że miała wyrafinowany gust, a końcowy rachunek wcale nie wyszedł taki mały. Zapłacił jednak bez słowa, zaciskając zęby i starając się nie okazywać złości. Chłopcy siedzieli na zewnątrz, zajadając lody i chichocząc. To denerwowało go dodatkowo. Wstrętne babsko. Za karę jutro zatrudni ją przy porządkowaniu ogródka.
Za to Joanna wyglądała na zadowoloną. Wszystkie pakunki umieściła w bagażniku, po czym dołączyła do dzieciaków, zamawiając potrójną porcję lodów. O dziwo, jej celne, cięte riposty, rozśmieszyły chłopców, więc droga powrotna upłynęła im w bardzo przyjemnej atmosferze. Nikt nie zwrócił uwagi na ponurego Konrada, aż do momentu, gdy dotarli do domu.
– Zdrajcy – mruknął, gdy Tomek kazał mu się rozchmurzyć. Zanim zniknął we wnętrzu budynku spojrzał na zasnute chmurami na zachodzie niebo. Tak, po tylu upalnych dniach burza z pewnością przyniesie ukojenie.
***
Przebudzenie nastąpiło bardzo gwałtownie.
Przez dłuższą chwilę nie mogła niczego rozpoznać w panujących ciemnościach, ale kiedy wnętrze pokoju rozświetlił zimny blask oślepiającego światła, a nad jej głową przetoczył się głośny huk, od razu wszystko zrozumiała.
Konrad wspominał o burzy dzisiejszej nocy. Nie sądziła jednak, że będzie tak gwałtowna. To był istny Armagedon! Ogłuszający hałas, coraz jaśniejsze i częstsze błyski. Dziwne, że obudziła się tak późno.
Chwilę potem Joanna zrozumiała, że burza jest z pewnością jedną z rzeczy, których nie cierpi. I których się boi. Pisnęła, chowając głowę pod kołdrę i zaciskając z całej siły powieki, ale niewiele to pomogło. A kiedy wyraźnie dało się słyszeć uderzenie gdzieś w niezbyt dalekiej odległości, zerwała się z kanapy i bez namysłu pobiegła do sypialni.
Kolejny jasny błysk rozświetlił świat, a w jego blasku ujrzała smacznie pochrapującego Konrada. Leżał na prawej połowie łóżka, na plecach, z rozrzuconymi ramionami i kołdrą zaplątaną między uda. W zasadzie to nie powinna była…
Kolejny huk i Joanna z piskiem wylądowała na łóżku obok śpiącego mężczyzny. Swoją drogą, jak on tak mógł? Nie przeszkadzał mu ten hałas? A dzieci? Także spały? Widać w tym domu tylko ona panicznie bała się burzy. Właśnie, panicznie, to było odpowiednie słowo.

link do części VII - klik
 

5 komentarzy:

  1. Hej.jak miło Cie "widzieć".tęskniłem. cieszę się , że z Wami wszystko dobrze.pozdrawiam gorąco. A opowiadanie fajnie pokręcone.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sory.zapomniałem się podpisać.marek.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. hihihi wcale bym się nie zdziwiła, jak by pani doktor w tę burzową noc dobrała się do "swojego mężusia" i w tzw między czasie amnezja jej minęła;) Pozdrawiam Was oboje i wyciszenia burzy życzę
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Z utęsknieniem czekam na kontynuacje !!!
    Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do formy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Babeczko ! Ale ta część chyba już była :( pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.